Olsztynianin znów na pokładzie I Love Poland
Za nami 14. edycja Miglia-Trofeo Cetilar. Ponownie na stanowisku człowieka odpowiedzialnego za operacje z wykorzystaniem lin - pitmana - pojawił się Borys Michniewicz.
Tuż przed startem komisja regatowa zdecydowała o skróceniu trasy regat z 151 mil morskich do 125,5. Pominięto grupę wysp Formiche di Grosseto, która miała być najbardziej wysuniętym na południe punktem zwrotnym trasy.
Ostatecznie więc flota ponad 200 rywalizujących jachtów po starcie przy Livorno pożeglowała do skały Giraglia przy północnym wybrzeżu Korsyki, następnie do boi zwrotnej przy południowym brzegu Elby i na metę w Punta Ala. Przed startem załogi skupiły się na odchudzaniu swoich jachtów. Zdejmowane były żagle na trudne warunki pogodowe oraz wszelkie zbędne przedmioty na pokładzie, a w niektórych przypadkach liczba członków załogi również została ograniczona.
- Mimo że komisja trochę skróciła wyścig, to i tak płynęło się go bardzo długo, bo faktycznie wiatru nie było, a nasza łódka nie jest lekka, zwiewna i powabna i stworzona do takich warunków - mówi kapitan jachtu I Love Poland, Grzegorz Baranowski. - Było wiele łódek, które były lżejsze i płynęły szybciej, choćbyśmy nie wiem, co robili. Potraktowaliśmy wyścig jako solidny trening przed resztą sezonu, gdzie mamy jeszcze trzy ważne imprezy.
Pierwszy na mecie zameldował się faworyt regat, czyli australijski 100-stopowy Black Jack. Godzinę po nim metę przekraczało kilka jednostek, jedna po drugiej, a wśród nich na 6. miejscu I Love Poland z czasem: 1 doba i 35 minut.
Powróć do archiwum