7.03.2012 WYŚCIG CZAS ZACZĄĆ!
Dziś dzień był bardzo pracowity. Przygotowania związane z wyścigiem zaczęły się. Atmosfera staje się coraz gorętsza. Zarówno psy jak i maszerzy drżą z emocji przed zbliżającym się wielkimi krokami wyzwaniem. Rano przeszliśmy pierwsze badania weterynaryjne. Najpierw odwiedziły nas dwie wolontariuszki, które sprawdzały zgodność chipów u psów. A jak to różnie bywa błąd wkraść się może zawsze, więc Biegnący Wilk przebierał nogami ze zdenerwowania podczas inspekcji. Wszystko jednak było w porządku, tak więc pierwsze koty za ploty i czekamy na dalsze badania. Następne były panie z inspekcji weterynaryjnej, które bardzo skrupulatnie sprawdzały dokumenty psów. Przeglądały daty szczepień, odrobaczań, pytały o daty wjazdu do Norwegii i wtedy… zapadł blady strach. Byliśmy w Norwegii od co najmniej trzech dni i obawialiśmy się, że termin wcześniejszego odrobaczania jest już nieważny. Weterynarki pytały nas kiedy wjechaliśmy do Norwegii i czy odrobaczaliśmy psy po przyjeździe, a tu cisza… Jednak po dłuższej konwersacji doszliśmy do porozumienia, że dziś jest ostatnia szansa aby dokonać zabiegów związanych z psami, a że dzień był jeszcze młody to zaraz pobiegliśmy po kogoś z nadzoru weterynaryjnego. Miła wolontariuszka z Francji nadzorowała podawanie tabletek psom – taki jest obowiązek, ktoś z nich musi to widzieć i potwierdzić. Tym sposobem kolejna rzecz na liście spraw do załatwienia przed wyścigiem odhaczona. ☺
To jednak nie był koniec przygód. Po skończeniu wszystkiego w Alta Strand Camp pojechaliśmy do miasta zarejestrować się na wyścig, zważyć obowiązkową ilość karmy, którą każdy maszer musi mieć w saniach podczas wyścigu, jeszcze raz pokazać dokumenty psów i… kupić części do naprawy sań, które zostały połamane na ostatnim treningu. Rejestracja przebiegła w miarę sprawnie, ważenie karmy również, a dokumenty? I tu mała wpadka. Zapomnieliśmy wziąć psich paszportów z campingu i co teraz? Cóż… po prostu musimy pojechać tam jeszcze raz jutro.
Części do sań znaleźliśmy po jakimś czasie kręcenia się i szukania sklepu budowlanego, co wcale nie było takie łatwe. Ale w końcu udało się. Odpowiednie części znalezione, kupione wracamy na camping i bierzemy się do roboty. Piotr z Agnieszką przygotowują obiad, a dwa Darki szybciutko naprawiają połamane belki w saniach. Po jakimś czasie pada hasło: obiad gotowy! A sanie? Sanie naprawione, czekają na kolejny trening. Wszystko idzie dziś po naszej myśli. Wilk jeszcze zaplanował na dziś obszycie nowych sań logami patronów więc wieczorem wniósł sanie, usiadł na środku pokoju i… szył. Dla umilenia czasu wspominaliśmy dawne kabarety i po chwili już cieszyli nasze ucho starzy znajomi z tyłu sklepu czy kłócący się o tartak. ☺
Jutro też czeka nas wiele zadań. Kolejne badania weterynaryjne, pierwsze spotkania organizacyjne i Festiwal. Festiwal Zorzy Polarnej. Zacznie się późnym wieczorem i zapewni nam wiele atrakcji. A dlaczego akurat Festiwal Zorzy? Cóż… to zjawisko jest tego warte.
Aurora Borealis znana w Polsce pod nazwą Zorzy Polarnej. Przywitała nas na samym wjeździe do Norwegii i póki co towarzyszy każdą noc ukazując swoje piękno oraz przyprawiając obserwatorów o brak tchu z zachwytu.
Zorzy nie da się opisać słowami. Jej tajemniczego piękna nie ukażą żadne zdjęcia, żadne filmy. Mogą być one jedynie zapowiedzią, przystawką do głównego dania… Głównego dania, którym jest możliwość zobaczenia tego zjawiska na własne oczy bo jedynie wtedy człowiek jest w stanie choć odrobinę pojąć jej niemal boską aurę.
Aurora to zjawisko świetlne obserwowane na wysokich szerokościach geograficznych, występuje głównie za kołem podbiegunowym. Jej powstawanie związane jest z przepływem prądu w jonosferze na wysokości około 100 km ponad powierzchnią Ziemi w obszarze przenikania pasów radiacyjnych i atmosfery ziemskiej.
Ze Światłami Północy, bo tak też jest nazywana Zorza, związane jest wiele wierzeń, mitów i wydarzeń. Np. W wierzeniach starosłowiańskich Zorza Polarna zwiastowała krwawe bitwy i wojny, tak starsi ludzie na wsi interpretowali to zjawisko jeszcze po II wojnie światowej. Na temat zorzy ludy północy mają wiele ciekawych mitów. Na przykład kanadyjscy Inuici twierdzą, że jak się w czasie zorzy gwiżdże, to przyjdzie bliżej i będzie tańczyć. Są też tacy, którzy twierdzą, że zorzę można… usłyszeć, zwłaszcza w zimowej głuszy. Popularne jest też w Arktyce przeświadczenie, że zorze powstały po to, by oświetlać drogę zmarłym. Odmianą tego wierzenia są inuickie opowieści, że zorza to widoczny na niebie odblask z królestwa śmierci, zaś świetliste smugi to wyrywające się dusze zmarłych. Z kolei w wierzeniach średniowiecznych Wikingów uważano, że kolorowe, zmieniające układ pasma na niebie, to galopujący w przestworzach wojownicy. Zorzy bali się dawni Saamowie (tak brzmi poprawna nazwa grupy etnicznej nazywanej często Lapończykami) – według nich przynosiły one na Ziemię gniew i niezgodę. Japończycy dla odmiany widzieli w zorzy dobry znak – dzieciom poczętym przy świetle Aurory wróżono długie, łatwe i szczęśliwe życie, a w ogóle w wielu regionach Azji uważano, że przy zorzy kobiety stają się płodniejsze.
Jednak dziś już wiadomo, że... faktycznie jest się czego bać. Wprawdzie nie samej zorzy, będącej wspaniałym i całkiem nieszkodliwym widowiskiem, lecz zjawisk w jonosferze, których zorza jest odległym echem. Jednak to są już wywody bardzo naukowe, więc nie będziemy się w to zagłębiać.
Zorza jest tak fascynującym zjawiskiem, że na przykład w Rovaniemi ale również w Finnmark, gdzie obecnie się znajdujemy w marcu odbywa się Festiwal Zorzy Polarnej. Wśród imprez są zawody w tandemach narciarskich (dwie osoby na jednej parze nart), wyścigi zaprzęgów psów husky i ściganie się na nartach za reniferami. Są też jazdy na nartach z żaglem, na skuterach śnieżnych, rajdy samochodów na lodzie. Nie brak też tradycyjnych konkurencji, takich jak łowienie ryb spod lodu, pływanie w przerębli i konkurs na najbardziej fantazyjną rzeźbę w lodzie.
Alta Stand Camping, Finnmark, 05.03.2012, godz. 23:00
Sanie za cenę samochodu.
W trakcie pisania tego tekstu pada ciągle alarm: na niebie pojawiła się niezwykle ładna zorza polarna.! Nasi fotograficy (przyp. Agnieszka i Piotr Bagińscy) biegają z aparatami fotograficznymi w ręku próbując utrwalić jak najwięcej tego wyjątkowego zjawiska. Dzisiejsza zorza ma wyjątkowo ciekawe barwy. Oprócz zieleni pojawiły się też czerwienie i pomarańcze, a nawet kolor niebieski.
Koło samochodu stoją nowe sanie, którymi Biegnący Wilk będzie jechał w wyścigu. Przymiarki do ich kupna czynił już od kilku lat. Są aktualnie w Norwegii, wśród tutejszych długodystansowych maszerów uznawane za najlepsze. Właśnie na nich wygrywali Finnmarkslopet masterzy w ciągu ostatnich kilku edycji wyścigu. Sanie były transportowane "tirem" z Trondheim. Ich wytwórca, także maszer niestety wycofał się z tegorocznego wyścigu i musieliśmy wspólnie znaleźć sposób na przetransportowanie kilkumetrowych sań. Było z tym sporo emocji...szczególnie gdy sprzedawca sań stracił kontakt z przewoźnikiem... Sanie są doskonale, mają sprawny system skrętny, są lekkie. Mają tylko jedną wadę...kosztują tyle co całkiem niezły samochód...