Alta.Finnmark.05.03.2012.
Pierwszy trening.
Śpimy dosłownie "jak zabici". Poprzednie 2 noce spędziliśmy w aucie. Temperatura w środku auta w nocy spadała znacznie poniżej zera, brak miejsca i nie wygodna pozycja zrobiły swoje.
Nasz zaprzęg jest bardzo młody. Przyzwyczajony do jazdy drogami leśnymi. Tutaj panują zupełnie inne warunki i ogromne przestrzenie. Jak nauczyć w kilka dni psy do biegania tylko po wąskich ścieżkach ubitych przez skutery.
Pierwszy trening nie był "bułką z masłem". Kilka wywrotek, kręcenie "piruetów" na lodzie i ...obawa przed wjechaniem w nie zamarznięty fragment Rzeki Altaelva. Dopiero po kilkunastu kilometrach i przeżyciu paru ekstremalnych sytuacji liderki zaprzęgu: Liina i Asajuk zaczęły rozumieć o co chodzi w jeździe po zamarzniętej rzece. Na treningu spotyka nas miła niespodzianka - mijamy się z 2 zaprzęgami Rogera Dahla. Ten legendarny maszer (m.in. zwycięzca zeszłorocznej edycji wyścigu) po raz pierwszy od 26 lat nie będzie startował w wyścigu, a jedynie będzie pełnił rolę handlera (pomocnik maszera) dla swojej wolontariuszki, która pracuje z jego psami.
Mieszkamy na campingu. To tradycyjny sposób biwakowania zimowego w Norwegii. Zajmujemy w cztery osoby małą kabinę campingową...za jedynie 280 złotych za dobę.... Ceny norweskie w żaden sposób nie pasują do polskich. W naszym kraju za taką cenę moglibyśmy spać w kilkugwiazdkowym hotelu, a tu starcza taka kwota jedynie na małą "kajutkę" na campingu. Bez wody ale za to ciepłej. Na campingu, mimo zimy sporo osób mieszka w przyczepach campingowych, karawanach. To taka lokalna tradycja....Obok nas domek zajął najsławniejszy maszer w Europie - dwukrotny zwycięzca Iditarod (1800-kilometrowy wyścig na Alasce) - Robert Sorli.
Norwegia.Finnmark.04.03.2012
Dwie granice i zorza polarna.
Pokonujemy dwie kolejne granice szwedzko-fińską i fińsko-norweską. Mimo późnej godziny mamy małą kontrolę na norweskiej granicy. To już wielka rzadkość w Skandynawii. Norweski pogranicznik ogląda nasze nieskończone ilości jedzenia...i przeróżnych rzeczy...Od razu domyśla się, że jedziemy na Finnmarkslopet. Kontrola kończy się bardzo serdecznymi życzeniami. O tej porze roku to właśnie Finnmarkslopet elektryzuje i zupełnie dominuje nad spokojnym życiem mieszkańców Finnmarku, a do tej najzimniejszej europejskiej krainy ściągają masterzy ze wszystkich stron.
Wyjeżdżamy z rejonu tajgi i wjeżdżamy w tundrę. Od tej chwili towarzyszą nam tylko coraz bardziej karłowate brzozy omszone, majestatyczne skały, zamarznięte wodospady i witająca nas zorza polarna. Od paruset kilometrów jedziemy już tylko lodową drogą. Zwyczajowo w Norwegii zimą nie posypuje się niczym dróg. Są one non stop oblodzone, co wymaga od kierowców mocnych nerwów, panowania nad autem i ... dobrych opon. My wprawdzie nie jedziemy na standardowo używanych tu oponach z kolcami ale mamy dobrego kierowcę. Darek (przyp. Dariusz Szajdek - odpowiadający za transport na wyprawie) zna już drogę dosłownie na pamięć - jest to już jego trzecia wyprawa z Biegnącym Wilkiem. Około 20 kilometrów przed Altą rozpoczyna się bardzo trudny zjazd serpentynami w dół wąwozu. Słuchamy opowieści Darka o jego pierwszej przygodzie z tym odcinkiem drogi. Włosy mu wtedy stały "pionowo"... teraz już takich emocji na szczęście nie ma. Przed północą po 2 dniach i 16 godzinach lądujemy na campingu koło miejscowości Alta. Zatem jesteśmy na miejscu.